Bo po burzy zawsze wychodzi słońce...
Komentarze: 17
No w końcu... Duży zastrzyk optymizmu. ;) Tryskam energią. Uśmiecham się do wszystkiego, co się rusza i skaczę z radości. Mam dobry humor, który rośnie we mnie z każdym dniem. Czuję się silniejsza. Jakbym mogła wszystkiemu podołać.
Lubię ten stan, kiedy niekontrolowanie cała promienieje. Nie chcę i nawet nie próbuję nad tym panować. Jest dobrze... ;)
Przeminęło tych kilka wieczorów stąpania ponad ziemią. A to, co czuję jest na tyle banalne, że nie chcę o tym tutaj pisać. Zbyt piękne, by wyrazić to słowami. Ktoś twierdzi, że smutek jest piękniejszy od radości. A gdzie nie spojrzę wszyscy wyglądają, jakby nie mieli żadnych problemów. Nie wiem. Albo rzeczywiście to jest prawdziwe. Albo oni oszukują. Siebie... A może innych. Albo jestem mniejszością, którą tylko czasem spotyka coś naprawdę wyjątkowego. Tak, że cały świat nabiera kolorów. Dotąd myślałam, że to naturalne...
Właściwie to poza tym, że największa miłość mojego życia właśnie się ożeniła i w tym momencie pewnie opieka sobie tyłek na Dominikanie, a ja ostatnio wyspałam się jakieś pół roku temu, to w sumie nie mam nic do powiedzenia. ;] Bo nie mam na co narzekać. ;) Jest najlepiej, jak być mogło. Cieszę się moim szczęściem, którego mam wystarczająco dużo, by się nim podzielić z całym światem.
Czasu nie spędzam samotnie. Telefon w końcu pokazuje, że nie służy tylko po to, by ładnie wyglądać. Komputer mimo, że włączony cały dzień, nie jest przeze mnie używany. I nawet nie muszę robić wszystkiego, by nie mieć czasu na marnowanie go, siedząc na gadu-gadu. Bo ja po prostu go nie mam. ;]
Coraz częściej rzeczy osiągalne okazują się nie do zdobycia. A przynajmniej nie na moje możliwości. A ja znowu potrafię cieszyć się z tego, co już mam. I szczerze... Wcale nie chcę mieć więcej. No dobra, chcę... ;)
„Skoro nie mogę czegoś mieć to będę patrzeć. Słońca też nie mogę dotknąć.”
Możesz być ze mnie dumny. Dziękuję, za tyle czasu poświęconego. ;*
A stojąc dziś na balkonie i patrząc w dół, przez ułamek sekundy wyobrażałam sobie swoją śmierć... Ale uśmiech z twarzy mi nie schodził nawet podczas niej. Gorzej ze mną? ;)
Oczy lekko przymknięte. A w nich blask samotnie tańczącego płomienia świecy. Rozłożona na fotelu, popijając gorącą kawę, myśląc o wszystkim i o niczym zarazem. Z cichym uśmiechem na twarzy i zarumienionymi policzkami, staram się zrozumieć mój cały świat. Co z tego, że na daremno.
Pogrzeb mnie w aksamitnym śnie, bym nie obudziła się przedwcześnie...
A na ten miesiąc dwa wyzwania. Jedno zadecyduje o mojej najbliższej przyszłości, a drugie... No, a drugie to takie mniej istotne. Ale powinnam traktować równie poważnie. Chcę mieć wszystko pod kontrolą i mam. Ostatnio dużo więcej powodzenia w życiu i zaangażowania w stosunku do pewnych spraw, którym powinnam już od dawna poświęcać więcej uwagi. Znając swoją pogiętą osobowość, to moje podejście, całe zaangażowanie i chęć stawania na podium zginie wraz z jednym potknięciem. Ale nie poddam się. Obiecałam.
„Niebo wie, jakie prawa i siły kryją się za chmurami. Ty też je poznasz, jeśli wzniesiesz się na tyle wysoko, by wzrokiem sięgnąć za horyzont.”
A Ty, co widzisz, gdy zamykasz oczy? Bo jestem szczęśliwa.
I jeszcze ten facet, który się do mnie tak ładnie uśmiecha... Ech. Nieważne.
A tak poza tym to chciałabym jeszcze wspomnieć, że geniusz twórczy mojej klasy jest po prostu powalający:
„Sto lat, sto lat, dzwonią dzwonki sań! A Mikołaj dostał w zęby i leży pod saniami!” ;)
„Wariatka” - powiedziałaby pewna osoba.
Kocham. ;*
Pzdr. dla wszystkich a w szczegolnosci dla MrOOfki of course & Gosi ;*;*;*
oj tam wazne ze jestes szczesliwa!
ps. faktycznie jest teraz remis ;]
Pozdro :*
Dodaj komentarz